19 sierpnia 2010

Zapowiedź

Chwila przestoju właśnie się skończyła. Dziś niewiele, ale jutro prawdziwy reportaż z GAMESCOMU. Weźmiemy do prześwietlenia grę mroczną, grę polską, grę szybką i na deser nowe The Sims (z litości dla dziewczyn). A więc do jutra.

15 sierpnia 2010

Recenzja: Pendulum - In Silico

Na ten album trafiłem mając lat 12. I nie mając zielonego pojęcia o dnb* ani nawet o trance ale to swoją drogą. Pendulum zamieszczając na płytce dziesięć utworów chcieli podbić rynek. Nie udało się. Czemu?

Cóż, album dało się odsłuchać w 40 minut co długim czasem nie jest. Sama okładka jest nowatorska i ciężko ją zinterpretować. W telewizji pojawił się zaś teledysk do utworu "Showdown", wrażenia to on na mnie nie zrobił, ale sama piosenka okazała się znośną. A jak z resztą porównując do "Immersion"? Słychać, że chłopaki postawili na rock. Elektryczny, czyli są to raczej krótkie wstawki i solówka gitarzysty (żeby się nie zanudził), ale efekt lepszy niż w najnowszym dziele zespołu.

W sieci ukazuje się "Propane Nightmares". Jak to usłyszałem, oniemiałem. Nie chciało mi się wierzyć, że coś może mi się tak spodobać. Melodia sama w sobie nawet bez wokalu mogłaby być dobra. Ale dodano wokal i wyszło genialnie. Piękny utwór, może bez głębi, jednak wpada w ucho. Bardzo mocno. Kolejnym utworem, który hitem zostać mogło jest "Midnight Runner". To przyjemny, zróżnicowany kawałek dzielący się na trzy części. Pierwszą, spokojną z dosyć szybkim tempem, drugą, mocniejszą z wolniejszym bitem, i końcową z mnogością dźwięków. Obie propozycje rewelacyjne.

Oprócz nich są dobre utwory, które szału nie wywołały. Powodem mogło być zbyt mocne zaangażowanie gitarzysty. Chyba za często się ujawniał. Tak jak w pierwszym albumie go nie było, tak w drugim i trzecim występuje w nadmiarze. "Different" zapowiadało się ciekawie, a tu nagle wbija rock i jechane z impetem. Chyba nie oto tu chodziło. Podobnie "Showdown". Niestety tu w zasadzie nie ma drum & bass'u* tylko rock. Mimo tego utwory te zostały ciepło przyjęte przez słuchaczy.

Fani powpadali w depresję słuchając "In Silico". Rzucali retoryką i pytali jak Pendulum mógł zrobić coś tak haniebnego. Co najmniej pięćdziesiąt procent płyty to rock. Wielbiciele uznali, iż dosięgła ich komercjalizacja zespołu oraz to, że sprofanowali gatunek muzyczny. Rockmeni zaś znaleźli się w niebie.

Prezentacja kolejnych kawałków wrażenia nie robi. Są one mdłe i nudne. Jakieś takie bez wyrazu. Dwa utwory - hity. Kolejne dwa - dobre. Reszta zaś przeciętna i zbyt odległa od ich pierwotnego gatunku. Porównując ten album do najnowszego, wypada on gorzej ale niewiele. W "Propane Nightmares" się po prostu zakochałem i to przekłada się na ocenę końcową.


Plusy:
+ dwa superhity
+ duże zróżnicowanie
+ jako całość -> do przełknięcia
+ kilka udanych gitarowych riffów

Minusy:
- choć w większości nieudanych
- pójście w stronę rocka
- przeciętność reszty albumu
- długość (40 min)

OCENA: 6+/10
*mówi się różnie - dnb, d'n'b, drum'n'base, drum & bass, drum'n'base
recenzja Pendulum "Hold your color" wkrótce
   

12 sierpnia 2010

Garść Informacji

1. Więc na blogu zaistniała zmiana. Nowe tło może bardzo mocno kojarzyć się z muzyką. O to mi też chodziło. Zmienił się też układ czcionki. Jednak jeśli komuś się nie spodobało może spać spokojnie. Co miesiąc będą następować przemeblowania.

2. Poprawiłem dodawanie komentarzy. Nie jest to jeszcze do końca sprawne, ale teraz swoją opinię może wyrazić każdy a nie tylko Googlowicz. Aby skomentować należy wejść w posta i wpisać to co się podoba. I prośba - pospisujcie się w miarę zrozumiale.

3. Nadchodzi recenzja albumu Pendulum - In Silico. Spodziewajcie się jej w piątek lub sobotę.

11 sierpnia 2010

Recenzja: Gra - Call of Duty Modern Warfare 2

Poprzednim postem wywołałem burzę. W dodatku do niczego nie doprowadziłem. Więc ch*j z tym. Czas na recenzje.

Na pewno niektórzy z was słyszeli o aferze związanej z Infinity Ward. Panowie pokłócili się o kasę z Bobbym Kotickiem, szefem Activision. W odwecie przenieśli się oni do EA. Czyżby szykowało się "Battlefield: Bad Modern Warfare"? Najpierw jednak trzeba się przyjrzeć ostatniemu dziełu.

Komandosi mieli spodnie z kevlaru, więc nie martwili się o dziury w kroczu

Modern Warfare 2 to już szósta część serii nawiązująca fabularnie do czwórki. Historia zaczyna się od treningu pakistańskich żołnierzy w amerykańskiej bazie. Szeregowy Allen, bohater, prezentuje później swoje umiejętności przed gen. Shepherdem. Zostaje on zauważony i trafia do elitarnego oddziału (generał stracił wszystkich swoich ludzi w wyniku wybuchu bomby atomowej). Bohater następnie umiera, pojawia się nowy, główny wróg okazuje się być dobry, a zaś ten dobry okazuje się być złym. Fabuła wydaję się mocno pokręcona i to jest największą bolączką tegoż tytułu. Scenarzyści spieprzyli całą robotę. Czasami miałem nawet wrażenie oddawania zbyt wielkich ukłonów w stronę wspaniałej Ameryki. Durnota.
Hej, kolego! Nadstaw banie! Gwarantuję wieczne spanie!

Dopiero po połowie gry historia wkracza w okres rozrodczy. Czyli jest spójniejsza. Odwiedzamy wtedy arktyczne tereny, a jednym z głównych celów jest uratowanie naszego przyjaciela. Tak. Ta postać znów się pojawi. Kampania "Task Force 141" jest zdecydowanie bardziej urozmaicona i wyrazistsza od tej "Waszyngtońskiej". Oddziały stanów zjednoczonych bronią się przed rosyjską napaścią. Właściwie stolicy się nie opuszcza. Zaś u oddziałów specjalnych latamy wszędzie. Czy do Rio de Janeiro, czy na Kamczatkę, do Gruzji, a nawet do Kazachstanu. Misje są ciekawsze i... po prostu lepsze.
Sam styl prowadzenia walki nie uległ zmianie. Strzelamy do wrogów wraz z towarzyszami i staramy się aby to ich ubywało, a nie nas. Dlaczego o tym mówię? Dlatego iż w tej odsłonie serii nie ma respawnu (odradzających się) przeciwników. Silnik gry został zmodyfikowany i potrafi wyświetlać więcej ruchomych celów bez przycinki. Jest jeszcze jedna sprawa. Utraconych towarzyszy gra nie uzupełnia. Trzeba o nich dbać.
Graficznie niewiele się zmieniło. Poszerzona została znacząco paleta barw i dlatego MW przy MW2 wydaje się szarobury. Chwała także wszystkim grafikom, że całość jest bardzo dobrze zoptymalizowana. Gra chodziła płynniej niż dwa lata starsza "4", a o "5" już nie wspominając. Autorzy do Modern Warfare 2 wrzucili setki rodzajów broni. Oczywiście, są bazowe modele ale poddane przeróżnym modyfikacjom. Na przykład karabin AUG może być z celownikiem laserowym, holograficznym, lunetą, może być z tłumikiem, a może też być bez bajerów. Naprawdę pogratulować twórcom podejścia do szczegółów bo oprócz tego są inne. Odbijanie się krajobrazu od lunety, zostawianie śladów na śniegu, nie powtarzające się twarze, odbicia w okularach czy fale na morzu od helikoptera i jego śmigieł. Pogratulować.

Brytyjski komandos jest niezniszczalny, no... chyba że nie wypije herbatki o piątej

Niestety do gry wrzucona została misja, która nikomu nie była potrzebna. Mianowicie chodzi tu o masakrę na lotnisku. Uzbrojeni w karabin maszynowy, strzelamy do ludności cywilnej bez skrupułów wraz z innymi terrorystami. Panuje chaos na ekranie ale też w głowie zastanawiając się jak twórcom mogło przyjść do głowy wrzucenie takiej bezsensownej misji do gry.

Mimo wpadek fabularnych i rzezi na lotnisku, nowa gra z serii CoD to produkt udany. Oferuje setki nowych rozwiązań, czasem zaskakuje tempem akcji, robi wrażenie grafiką. W dodatku proponuje długą zabawę w sieci. Zdobywa się tam poziomy doświadczenia a wraz z nimi nowe dodatki jak perki czy bronie. Chętnych do zabawy nie brakuje, a jak chce się pograć ze znajomym zawsze dostępna jest opcja kooperacji w trybie spec ops.

Plusy:
+ bardzo dobra grafika
+ brak respawnu przeciwników
+ mnogość nowych rozwiązań
+ przyjazny interfejs
+ przywiązanie do szczegółów
+ niezliczona ilość broni
+ rewelacyjnie wykonana optymalizacja
+ świetny tryb multi
+ świetny tryb kooperacji

Minusy:
- kiepska kampania amerykańska
- bezsensowna misja na lotnisku
- przy postrzeleniu odskakuje lufa

OCENA: 9+/10

10 sierpnia 2010

Serce bije mocniej...

No więc teraz nie ma recki. Zebrałem się na odwagę i wreszcie mogę to powiedzieć.

Pamiętam zeszłoroczne wakacje. Praktycznie nie było mnie w domu. Ciągle gdzieś mnie wynosiło, i z różnymi osobami. Dziś jest kompletnie inaczej. Grono się pomniejszyło przez trawiące ich i mnie kłótnie. Czy zatracenie przyjaźni jest tego warte? Ja tego nie jarzę i wierzcie mi, ręce mi się trzęsą podczas pisania tego posta. Między mną a niektórymi relacje znacznie się pogorszyły. To głównie zasługa zeszłorocznych wakacji i poprzedniego roku szkolnego. Dobrze, że nie zaczęliśmy sobie skakać do gardeł. Niestety niektórzy z was toczą wojny psychiczne/psychologiczne i na tym cierpią inni - w tym ja. Dziś siedzę w domu dwa razy więcej niż wtedy. I nie chodzi mi o to żeby mnie gdzieś codziennie z chaty wyciągać. Ubolewam.

Ukryty przekaz: P. A. Z. - czy mogę wrócić?

Właściwie ja zawsze starałem się być z każdym w zgodzie. Wychodził efekt odwrotny. Zwariowałem, że to piszę. Cholera. Ale ileż ja mogę siebie i innych oszukiwać. Brakuje mi tamtych poprzednich czasów. W zasadzie moi znajomi to tylko klasa, kilkoro spoza klasy i oczywiście część znajomych z którymi zapoznał mnie Patryk (no i mała garstka spoza szkoły). Czy ja muszę mówić, że chcę walczyć o zgodę? No bo ile można. Chcę jak dawniej! Chcę! Chcę! Częściowo ponoszę odpowiedzialność za moich kumpli. Wcale nie mam zamiaru nikogo pogrążać. Chcę zgody.

Czy dobrze zrobiłem to pisząc? Może
Czy wyśmiejecie mnie? Może
Czy zasługuje na to? Może
Czy wygłupiłem się? Może
Czy zrozumieliście mnie? Może
Czy jednak nic nie wskórałem? Może

Powiedziałem jednak to co mi na sercu leżało. Gimnazjum to dla niektórych epizod. Ale nie dla mnie. Chcę aby DOBRE wspomnienia żyły wiecznie. Pomóżcie mi i sobie. Proszę...

08 sierpnia 2010

Recenzja: Pendulum - Immersion



I come back to Poland from Croatia. Było ok i nie mam zamiaru się rozpisywać, więc przejdźmy do konkretów. Ten tydzień to tydzień recenzji. Prześwietlę dwie płytki z muzyką i jedną grę. So, lets go!

Pendulum "Immersion"
To już trzeci studyjny (recenzje pozostałych wkrótce) album australijsko-(brytyjskiej) grupy specjalizującej się w muzyce z gatunku drum'n'base. Używają gitar i syntezatorów, mają też wokalistę. Co zaś oferują nam w tym roku?

Ucieszyłem się na wieść o nowym krążku tychże artystów. Album zawiera 15 utworów. Od razu rzuciło mi się w uszy iż bardzo często używają gitar elektrycznych. Za często. Nawet współpraca z Liamem Howettem z The Prodigy nie pomogła w uratowaniu kawałków typowo gitarowych - przykładowo żenujący "Self vs Self", nie da go się słuchać. To zdecydowany minus. Dalej zaś jest lepiej.

Hity, które było nam dane posłuchać wcześniej czyli "Watercolour" i "Witchcraft" zawędrowały na szczyty list przebojów choć nie różniły się zbyt od siebie. Zazwyczaj jest tak iż publikuje się najlepsze kąski a potem zostaje sam posmak. Całe szczęście tu tak nie jest. Do miana najlepszych można dopisać "Under the Waves" czy "Encoder".

Na płycie pojawiają się typowo imprezowe utwory ("The Island cz.1" i "The Island cz.2), a także powolne i głębokie. Na deser zostają kawałki kompletnie niemelodyczne, przekombinowane - choćby taki "Salt in the Wounds" podobny do wcześniejszego "Slam". Tylko gorszy.

Pendulum trochę przesadził aplikując tu rockowe brzmienia. Kombinatorstwo trochę im nie wyszło i zazwyczaj efekt został przeciętny. Chłopaki nie mogli się zdecydować i łatwo można usłyszeć, że album jest nierówny. Sytuacje ratują imprezówki i perełki, które mam nadzieję, zapiszą się do historii.

Plusy:
+ kolejny album Pendulum
+ dużo hitów
+ świetny wokalista
+ w zasadzie dla każdego
+ dużo utworów

Minusy:
- kilka niemelodycznych kawałków
- kiepskie brzmienia rockowe
- przebajerowanie
- ogólna nierówność albumu

OCENA: 7/10